Może mi ktoś wytłumaczyć jak działa blogspot ? :| Dodałam rozdział rano, teraz wieczorem chciałam poprawić błąd, a nagle cały post się usunął...
Przez pół nocy Martin nie mógł zasnąć. Około
drugiej na dworze rozpoczęła się jakaś tragedia. Wiatr z minuty na minutę wiał
coraz mocniej, a do tego doszedł deszcz. Krople, które leciały z siłą wiatru
odbijały się niesamowicie głośno od okna dachowego. Jedyne co go cieszyło to
fakt, że Alison leżała obok i zasnęła normalnie. Sam marzył o tym, aby znaleźć
się w krainie snów, z dala od tego całego koszmaru. Niestety musiał
przeciwstawić temu wszystkiemu czoła. To wszystko wydawało się takie
nielogiczne. Te groźby, ten wypadek… Jaki w tym wszystkim ktoś miał motyw? Co
oni takiego zrobili? Hm. Pomijając przypadek Liama, ale Martin podejmie każde
działanie, które ma na celu pomóc udowodnić jego niewinność w tej sprawie.
Wszystko rozpoczęło się od jego śmierci. To wszystko co się teraz dzieje
sprowadza się do tej nocy.
Ciszę, która
panowała od krótkiej chwili przerwał głośny grzmot z zewnątrz. Przerażona Alison
usiadła na swoim łóżku i zaczęła się rozglądać dookoła. Zdezorientowana
zaciągnęła kołdrę i przykryła się po samą szyję, tak jakby skrępowała ją
obecność Martina.
– Chyba idzie
burza – wyszeptał spoglądając na niebo przez okno dachowe. Dochodziła czwarta
nad ranem. Niebo było czarne, nie widoczna była żadna gwiazda na niebie.
Ponownie zaczął się zrywać mocny wiatr. Dziewczyna pokiwała głową i położyła
się – Tam było tyle osób… Starałem się zawęzić grono podejrzanych i doszedłem
do wniosku, że oprócz mnie był tam James, koledzy Liama no i Chuck…
– Chcesz mi
powiedzieć, że twój najlepszy przyjaciel mógł zabić Liama? – spytała
zszokowana. Ta opcja wydawała się niemożliwa. Nawet gdy spojrzy na Chucka to nie
wygląda na osobę, która mogłaby kogokolwiek skrzywdzić!
– Wątpię. Ale
chcę z nim bardzo poważnie porozmawiać. Kolejna sprawa jest taka, że chcę abyś
sobie wymyśliła jakieś alibi na tamtą noc.
– Ale po co? –
zapytała nie dając mu nawet szansy cokolwiek dopowiedzieć.
– Ukryliśmy
morderstwo. Za to można iść siedzieć, Alison! – powiedział to odrobinę za
głośno, ponieważ dziewczyna od razu przytkała mu dłoń do ust. Nastała chwila
ciszy.
– Gdy się dowiemy
kto to zrobił to co zrobimy z faktem, że ty tam byłeś? Skoro ja mam mieć alibi,
to ty też możesz, prawda? – wyszeptała z przerażeniem. Nie mogła do siebie
dopuścić myśli, że Martin miałby iść za cokolwiek do więzienia. Przez ostatni
czas bardzo polubiła tego chłopaka, być może zależało jej na nim nawet za
bardzo…
– Gdy już się
dowiemy całej prawdy idę na policję – oświadczył jej. Ali poczuła się jakby
ktoś wyrwał jej serce z klatki piersiowe. W duchu pomyślała sobie, że zrobi
wszystko, aby Martin pozostał na wolności. Nawet jeżeli od tego momentu będzie
musiała go okłamywać.
– A nie możemy po
prostu powiedzieć, że spędziliśmy ten wieczór razem? – zapytała z niemałą
nadzieją.
– Alison… –
chłopak pokręcił z niedowierzaniem głową, ale delikatnie się uśmiechnął. Na ten
gest i Alison, która była coraz bardziej pobudzona uśmiechnęła się blado – Kto
potwierdzi, że byliśmy gdzieś razem? Jesteśmy dwojgiem młodych ludzi, a
policjanci nie są na tyle tępi, aby na takie coś się nabrać. Mogą się domyślić,
że kłamiemy. Dlatego ty musisz wymyśleć coś bardzo dobrego.
– Moja mama
tamtego dnia była w Nowym Jorku… Mogę później sprawdzić czy ma gdzieś bilety…
Powiem, że należały do mnie – zaproponowała zrezygnowana a jednocześnie
zastanawiała się w jaki sposób ochronić Martina. A co z Niną i Katherine? Czy
one też będą musiały kłamać? Co z rodzicami Katherine? Jakie konsekwencje ich
spotkają, gdy prawda wyjdzie na jaw?
– Gdy porozmawiam
z Chuckiem wszystko będzie już pewniejsze… Obiecuję ci – powiedział cicho i
obydwoje zamilkli. Z korytarza słychać już było jak mama Alison zaczyna się
szykować do wyjazdu.
– Po burzy zawsze wychodzi słońce,
zobaczysz – Alison splotła swoją dłoń z dłonią Martina. Leżeli tak w ciszy i
zastanawiali się co będzie dalej.
***
–Dlaczego ty mi
wcześniej o tym nie powiedziałeś? – zapytał ze złością Martin i kopnął kamień,
który znalazł się pod jego stopą. Wraz z Chuckiem znajdował się na wzgórzu nad
wodą. W kierunku drugiego brzegu zaczęto budować coś rodzaju kamiennego mostu,
jednak długość nie była zbyt ogromna. Konstrukcja także nie należała do
pewnych. Chłopcy przychodzili tutaj od kilku lat, gdy mieli jakieś problemy i
nie chcieli aby ktokolwiek ich podsłuchał. Widoki były naprawdę piękne.
Znajdowali się paręnaście metrów nad ziemią, a przed nimi rozciągał się cudowny
krajobraz jeziora, po drugiej stronie horyzontu było widać ich miasto. Domy,
które stały na obrzeżach wydawały się z tej odległości niesamowicie małe.
– Nie wiem.
Martin, a co jeżeli to on dobił Liama?! Cholera. Czuje się teraz beznadziejnie!
– Chuck zaczynał się użalać nad sobą. Właściwie Martin nie dziwił mu się. Chłopak
dopiero dziś go poinformował, że James podjął się samodzielnego zakopania ciała
Liama. Chuck został się przed lasem, miał pilnować czy nikt nie idzie w tym
kierunku. Martin właściwie nie miał wątpliwości co do tego. Podczas ich całej
bójki James musiał w jakiś sposób uderzyć Liama, tak aby ten stracił
przytomność. Potem musiał z nim zrobić coś gorszego…
– James przecież
do tego się nie przyzna. On był jednym z pierwszych, którzy powiedzieli, że to
ja skrzywdziłem Liama… – oświadczył Martin. Rozejrzał się niespokojnie dookoła.
Każdy szelest, który słyszał z pobliskiego lasu sprawiał, że nabierał
podejrzeń, że ktoś ich śledzi.
– Co teraz? –
zapytał się Chuck.
– Przejdę dookoła
jeziora i pojadę do Katherine sprawdzić czy wszystko z nią w porządku. Porozmawiam
z nią, może i ona mi w jakiś sposób naświetli na nowo całą sprawę. Później na
pewno do ciebie zadzwonię – pożegnał się z przyjacielem i ruszył w kierunku
lasu. Musiał zejść ze wzgórza, a następnie znaleźć się na plaży przy jeziorze.
Chuck postanowił chwilę pozostać na łonie natury i przemyśleć cała sprawę na
spokojnie. Usiadł po turecku na zimnej ziemi i zaczął rozmyślać.
– Wygadałeś się –
rozległ się męski głos, a chłopak natychmiast zerwał się na równe nogi. Z
przerażeniem stwierdził, że to James. Jeżeli to on jest sprawcą tego
wszystkiego to prawdopodobnie znalazł się w niebezpieczeństwie.
– O czym ty
mówisz? – spytał nieco zdezorientowany. Przyjrzał się Jamesowi. Wyglądał na
bardzo pewnego siebie. Rzucił w kierunku Chucka linę, do której była
przywiązana cegłówka. Chłopak był w prawdziwym szoku.
– Przywiąż to
sobie do nogi – rozkazał Chuckowi, a ten jedynie się zaśmiał.
– Stary,
zwariowałeś! – powiedział i spróbował ruszyć. Miał ogromną nadzieję, że uda mu
się dogonić Martina i obydwoje obronią się w jakiś sposób od tego świra. Jednak
nadzieja w nim umarła, gdy James przytkał do jego skroni pistolet. Chłopak
zesztywniał ze strachu.
– Zrobisz to sam
albo ja cię zabije – Chuck zaczął się powoli cofać. Znalazł się w sytuacji bez
wyjścia. Jeżeli nie zrobi tego co James mu karze to ten sprzeda mu kulkę. Ma
wybrać pewną śmierć?
– Czego ty chcesz
ode mnie? – zapytał ze złością, gdy drżącymi rękoma przywiązywał linę do swojej
nogi.
– Ściśnij to
mocniej – rzucił kolejny rozkaz w jego stronę, wciąż mierząc w niego pistoletem
– Myślałem, że potrafisz dotrzymać tajemnicy.
– O czym ty
mówisz? Od kiedy mam z tobą jakiekolwiek tajemnice?! – krzyknął jednocześnie
spoglądając na plażę. Miał nadzieję, że Martin gdy tylko tam się znajdzie
spojrzy na wzgórze i dostrzeże co się dzieje.
– Skocz – jedno
słowo, które wywołało u Chucka ogromny zawrót głowy. James właśnie mu rozkazał
popełnić samobójstwo, a jeżeli tego nie zrobi to on go zabije. Patrząc na skraj
lasu zaczął się cofać. Jeżeli Martin wyjdzie z lasu, a Chuck w tym samym czasie
wskoczy do wody to ten na pewno pomyśli, że coś jest nie tak. Jeżeli tylko
pamięta, że ten nie potrafi nawet pływać…
***
Martin po raz
kolejny potknął się o jakąś niewielką gałązkę. Zapatrzony w telefon nie zwracał
uwagi na to co się znajduje pod jego stopami. Powoli zbaczał z leśnej ścieżki.
Telefon zakomunikował mu, że złapał właśnie zasięg. Natychmiast wybrał numer do
Alison. Odebrała od razu.
– Wszystko w
porządku? – usłyszał jej ciepły głos. Uśmiechnął się pod nosem.
– Tak… Myślę, że
już wszystko wiem – oświadczył dziewczynie. W tym samym momencie opuścił las. Niebo
było idealnie czyste, słońce dogrzewało swoimi słabymi promykami. Wspomniał
wcześniejsze słowa Alison… Jego uwagę zwrócił chłopak, który skoczył do wody z
miejsca, w którym wcześniej stał z Chuckiem. Jak to możliwe? Nikogo nie minął
po drodze, a mało kto wiedział o dojściu do tego miejsca…
– Więc co teraz?
– zapytała go Alison. Zignorował pytanie. Próbował w tej sytuacji myśleć i
działać jak najszybciej. Czy to był Chuck? Skoczył to wody?
– Rozłącz się! –
krzyknął z przerażeniem. Gdy tylko dojrzał na górze zarys jakiejś postaci
pobiegł zza drzewo, aby się ukryć. Z ukrycia zadzwonił po pomoc. Nie czuł się
bezpiecznie w tej sytuacji, ale postanowił zaryzykować. Chuck znajdował się pod
wodą dobrą minutę. Wbiegł do wody po drodze ściągając koszulkę i buty. Gdy
znajdował się dość spory kawałek od brzegu zanurkował i dostrzegł Chucka, który
spojrzał na niego półprzytomnym spojrzeniem. Podpłynął do przyjaciela, który
zaczynał tracić przytomność. Martin próbował odplątać od jego nogi linę, ale
nie mógł już dłużej wytrzymać. Czuł się tak jakby zaraz miał się oddać. Mocno
odbił się od brzegu i wypłynął ostatkami sił na powierzchnię. Złapał głęboki
oddech. Od razu dojrzał Jamesa, który stał przy brzegu. Zszokowany Martin
patrzał się na chłopaka, który nagle czymś w niego wycelował. Z tak dużej
odległości nie mógł dostrzec co to takiego, ale miał dziwne przeczucie, że to
nie jest nic dobrego. Natychmiast nabrał powietrza i ponownie zanurkował w celu
uratowania swojego przyjaciela. Modlił się tylko o to, aby tego psychopaty nie
było już przy brzegu. W końcu mu się udało rozwiązać supeł i razem z
nieprzytomnym Chuckiem wypłynął na powierzchnię. Całe szczęście zamiast Jamesa
stało tam pogotowie. Spróbował jak najszybciej dopłynąć z chłopakiem na brzeg i
natychmiast oddał go w ręce profesjonalistów, którzy mieli za zadanie go
uratować.
– Musimy zbadać i
ciebie – powiedział do niego jeden z sanitariuszy.
– Za ile będzie
policja? – zapytał drżącym głosem. Cały się trząsł, ale sam nie wiedział czy to
ze strachu czy też z zimna. Nie chciał aby ktokolwiek go badał, bynajmniej
dopóki policja tutaj nie przyjedzie.
– Za chwilę. Co
takiego właściwie się stało? – zapytała młoda dziewczyna podając mu koc.
Przyjął go od niej i przykrył swoje nagie ciało. Czy nadchodzi koniec koszmaru?
Nie mam siły pisać po raz drugi, krótkiej notki ode mnie. :(
Więc zapraszam was tylko na mojego nowego bloga. klikJest już prolog. Zachęcam do przeczytania, zapoznania się z zakładkami i oczywiście do skomentowania. Chciałabym się mocno przyłożyć do tego ff. Ale niestety, zazwyczaj mam tak, że im bardziej do czegoś się przykładam, tym gorzej mi to wychodzi :/
Korzystajcie z ostatnich chwil wakacji , ja mam jeszcze miesiąc <3
Trzymajcie się! :*
Cześć i czołem, kluski z rosołem.
OdpowiedzUsuńO Mój Boże, James... Aż mnie wżyło w fotel po tym co nakazał temu biedakowi. :( Co za palant, niech się idzie podpalić albo coś. Nie chcę go tu, phi. Na szczęście Martin go uratował... Mam nadzieję, że wszystko będzie z nim dobrze. ;_; Rozdział superowy. Przez chwilę nawet poczułam się jakbym tam serio była... Dziwne uczucie.
Nie mogę doczekać się już kolejnego rozdziału. <3 Życzę strasznie dużo weny i pomysłów.
A co do bloggera - czasem potrafi płatać figle, ale może też sama coś kliknęłaś przez przypadek? Myszką, klawiszem?
Pozdrawiam!
przysięgam, że kliknęłam aktualizuj a wszystko zniknęło :c ale nic straconego ;D
Usuńsama niezbyt przepadam za Jamesem :D
dziękuję bardzo <3 trzymaj się :*
Witam! :)
OdpowiedzUsuńBlogspot czasami robi psikusy. Parę razy mi się zdarzyło prawie to samo co Tobie, ale mi postów nie usuwało. Otwierał mi się tylko nowy post.
A co do rozdziału to scena z Alison i Martinem jak zawsze świetna. James jest straszny. No co za typ, to ja nie wiem! Dobrze, że Martin znalazł Chuck'a. Jestem ciekawa co będzie dalej, bardzo mnie zaciekawiłaś tym opowiadaniem.
Czekam na następny rozdział!
Pozdrawiam!
ahh ten blogspot... :)
Usuńbardzo się cieszę, że Ci się podoba! również pozdrawiam :*
Ej, ja chcè żyć w twoim świecie! Karetk a przyjeżdżająca po minucie. YaY.
OdpowiedzUsuńPoza tym rozdział świetny jak zawsze. Ten James od początku wydawał mi się podejrzany.
Mam zanik weny więc kończę tutaj.
Pozdrawiam
Kot
Po przeczytaniu tego jeszcze raz, rzeczywiście to tak wygląda. Na dniach postaram się to poprawić, aby było nieco bardziej realistycznie ;)
UsuńDzięki i również pozdrawiam! :*