czwartek, 25 sierpnia 2016

S I X

Może mi ktoś wytłumaczyć jak działa blogspot ? :| Dodałam rozdział rano, teraz wieczorem chciałam poprawić błąd, a nagle cały post się usunął... 



                 Przez pół nocy Martin nie mógł zasnąć. Około drugiej na dworze rozpoczęła się jakaś tragedia. Wiatr z minuty na minutę wiał coraz mocniej, a do tego doszedł deszcz. Krople, które leciały z siłą wiatru odbijały się niesamowicie głośno od okna dachowego. Jedyne co go cieszyło to fakt, że Alison leżała obok i zasnęła normalnie. Sam marzył o tym, aby znaleźć się w krainie snów, z dala od tego całego koszmaru. Niestety musiał przeciwstawić temu wszystkiemu czoła. To wszystko wydawało się takie nielogiczne. Te groźby, ten wypadek… Jaki w tym wszystkim ktoś miał motyw? Co oni takiego zrobili? Hm. Pomijając przypadek Liama, ale Martin podejmie każde działanie, które ma na celu pomóc udowodnić jego niewinność w tej sprawie. Wszystko rozpoczęło się od jego śmierci. To wszystko co się teraz dzieje sprowadza się do tej nocy.
                Ciszę, która panowała od krótkiej chwili przerwał głośny grzmot z zewnątrz. Przerażona Alison usiadła na swoim łóżku i zaczęła się rozglądać dookoła. Zdezorientowana zaciągnęła kołdrę i przykryła się po samą szyję, tak jakby skrępowała ją obecność Martina.
                – Chyba idzie burza – wyszeptał spoglądając na niebo przez okno dachowe. Dochodziła czwarta nad ranem. Niebo było czarne, nie widoczna była żadna gwiazda na niebie. Ponownie zaczął się zrywać mocny wiatr. Dziewczyna pokiwała głową i położyła się – Tam było tyle osób… Starałem się zawęzić grono podejrzanych i doszedłem do wniosku, że oprócz mnie był tam James, koledzy Liama no i Chuck…
                – Chcesz mi powiedzieć, że twój najlepszy przyjaciel mógł zabić Liama? – spytała zszokowana. Ta opcja wydawała się niemożliwa. Nawet gdy spojrzy na Chucka to nie wygląda na osobę, która mogłaby kogokolwiek skrzywdzić!
                – Wątpię. Ale chcę z nim bardzo poważnie porozmawiać. Kolejna sprawa jest taka, że chcę abyś sobie wymyśliła jakieś alibi na tamtą noc.
                – Ale po co? – zapytała nie dając mu nawet szansy cokolwiek dopowiedzieć.
                – Ukryliśmy morderstwo. Za to można iść siedzieć, Alison! – powiedział to odrobinę za głośno, ponieważ dziewczyna od razu przytkała mu dłoń do ust. Nastała chwila ciszy.
                – Gdy się dowiemy kto to zrobił to co zrobimy z faktem, że ty tam byłeś? Skoro ja mam mieć alibi, to ty też możesz, prawda? – wyszeptała z przerażeniem. Nie mogła do siebie dopuścić myśli, że Martin miałby iść za cokolwiek do więzienia. Przez ostatni czas bardzo polubiła tego chłopaka, być może zależało jej na nim nawet za bardzo…
                – Gdy już się dowiemy całej prawdy idę na policję – oświadczył jej. Ali poczuła się jakby ktoś wyrwał jej serce z klatki piersiowe. W duchu pomyślała sobie, że zrobi wszystko, aby Martin pozostał na wolności. Nawet jeżeli od tego momentu będzie musiała go okłamywać.
                – A nie możemy po prostu powiedzieć, że spędziliśmy ten wieczór razem? – zapytała z niemałą nadzieją.
                – Alison… – chłopak pokręcił z niedowierzaniem głową, ale delikatnie się uśmiechnął. Na ten gest i Alison, która była coraz bardziej pobudzona uśmiechnęła się blado – Kto potwierdzi, że byliśmy gdzieś razem? Jesteśmy dwojgiem młodych ludzi, a policjanci nie są na tyle tępi, aby na takie coś się nabrać. Mogą się domyślić, że kłamiemy. Dlatego ty musisz wymyśleć coś bardzo dobrego.
                – Moja mama tamtego dnia była w Nowym Jorku… Mogę później sprawdzić czy ma gdzieś bilety… Powiem, że należały do mnie – zaproponowała zrezygnowana a jednocześnie zastanawiała się w jaki sposób ochronić Martina. A co z Niną i Katherine? Czy one też będą musiały kłamać? Co z rodzicami Katherine? Jakie konsekwencje ich spotkają, gdy prawda wyjdzie na jaw?
                – Gdy porozmawiam z Chuckiem wszystko będzie już pewniejsze… Obiecuję ci – powiedział cicho i obydwoje zamilkli. Z korytarza słychać już było jak mama Alison zaczyna się szykować do wyjazdu.
– Po burzy zawsze wychodzi słońce, zobaczysz – Alison splotła swoją dłoń z dłonią Martina. Leżeli tak w ciszy i zastanawiali się co będzie dalej.

                ***

                –Dlaczego ty mi wcześniej o tym nie powiedziałeś? – zapytał ze złością Martin i kopnął kamień, który znalazł się pod jego stopą. Wraz z Chuckiem znajdował się na wzgórzu nad wodą. W kierunku drugiego brzegu zaczęto budować coś rodzaju kamiennego mostu, jednak długość nie była zbyt ogromna. Konstrukcja także nie należała do pewnych. Chłopcy przychodzili tutaj od kilku lat, gdy mieli jakieś problemy i nie chcieli aby ktokolwiek ich podsłuchał. Widoki były naprawdę piękne. Znajdowali się paręnaście metrów nad ziemią, a przed nimi rozciągał się cudowny krajobraz jeziora, po drugiej stronie horyzontu było widać ich miasto. Domy, które stały na obrzeżach wydawały się z tej odległości niesamowicie małe.
                – Nie wiem. Martin, a co jeżeli to on dobił Liama?! Cholera. Czuje się teraz beznadziejnie! – Chuck zaczynał się użalać nad sobą. Właściwie Martin nie dziwił mu się. Chłopak dopiero dziś go poinformował, że James podjął się samodzielnego zakopania ciała Liama. Chuck został się przed lasem, miał pilnować czy nikt nie idzie w tym kierunku. Martin właściwie nie miał wątpliwości co do tego. Podczas ich całej bójki James musiał w jakiś sposób uderzyć Liama, tak aby ten stracił przytomność. Potem musiał z nim zrobić coś gorszego…
                – James przecież do tego się nie przyzna. On był jednym z pierwszych, którzy powiedzieli, że to ja skrzywdziłem Liama… – oświadczył Martin. Rozejrzał się niespokojnie dookoła. Każdy szelest, który słyszał z pobliskiego lasu sprawiał, że nabierał podejrzeń, że ktoś ich śledzi.
                – Co teraz? – zapytał się Chuck.
                – Przejdę dookoła jeziora i pojadę do Katherine sprawdzić czy wszystko z nią w porządku. Porozmawiam z nią, może i ona mi w jakiś sposób naświetli na nowo całą sprawę. Później na pewno do ciebie zadzwonię – pożegnał się z przyjacielem i ruszył w kierunku lasu. Musiał zejść ze wzgórza, a następnie znaleźć się na plaży przy jeziorze. Chuck postanowił chwilę pozostać na łonie natury i przemyśleć cała sprawę na spokojnie. Usiadł po turecku na zimnej ziemi i zaczął rozmyślać.
                – Wygadałeś się – rozległ się męski głos, a chłopak natychmiast zerwał się na równe nogi. Z przerażeniem stwierdził, że to James. Jeżeli to on jest sprawcą tego wszystkiego to prawdopodobnie znalazł się w niebezpieczeństwie.
                – O czym ty mówisz? – spytał nieco zdezorientowany. Przyjrzał się Jamesowi. Wyglądał na bardzo pewnego siebie. Rzucił w kierunku Chucka linę, do której była przywiązana cegłówka. Chłopak był w prawdziwym szoku.
                – Przywiąż to sobie do nogi – rozkazał Chuckowi, a ten jedynie się zaśmiał.
                – Stary, zwariowałeś! – powiedział i spróbował ruszyć. Miał ogromną nadzieję, że uda mu się dogonić Martina i obydwoje obronią się w jakiś sposób od tego świra. Jednak nadzieja w nim umarła, gdy James przytkał do jego skroni pistolet. Chłopak zesztywniał ze strachu.
                – Zrobisz to sam albo ja cię zabije – Chuck zaczął się powoli cofać. Znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Jeżeli nie zrobi tego co James mu karze to ten sprzeda mu kulkę. Ma wybrać pewną śmierć?
                – Czego ty chcesz ode mnie? – zapytał ze złością, gdy drżącymi rękoma przywiązywał linę do swojej nogi.
                – Ściśnij to mocniej – rzucił kolejny rozkaz w jego stronę, wciąż mierząc w niego pistoletem – Myślałem, że potrafisz dotrzymać tajemnicy.
                – O czym ty mówisz? Od kiedy mam z tobą jakiekolwiek tajemnice?! – krzyknął jednocześnie spoglądając na plażę. Miał nadzieję, że Martin gdy tylko tam się znajdzie spojrzy na wzgórze i dostrzeże co się dzieje.
                – Skocz – jedno słowo, które wywołało u Chucka ogromny zawrót głowy. James właśnie mu rozkazał popełnić samobójstwo, a jeżeli tego nie zrobi to on go zabije. Patrząc na skraj lasu zaczął się cofać. Jeżeli Martin wyjdzie z lasu, a Chuck w tym samym czasie wskoczy do wody to ten na pewno pomyśli, że coś jest nie tak. Jeżeli tylko pamięta, że ten nie potrafi nawet pływać…

***

               
                Martin po raz kolejny potknął się o jakąś niewielką gałązkę. Zapatrzony w telefon nie zwracał uwagi na to co się znajduje pod jego stopami. Powoli zbaczał z leśnej ścieżki. Telefon zakomunikował mu, że złapał właśnie zasięg. Natychmiast wybrał numer do Alison. Odebrała od razu.
                – Wszystko w porządku? – usłyszał jej ciepły głos. Uśmiechnął się pod nosem.
                – Tak… Myślę, że już wszystko wiem – oświadczył dziewczynie. W tym samym momencie opuścił las. Niebo było idealnie czyste, słońce dogrzewało swoimi słabymi promykami. Wspomniał wcześniejsze słowa Alison… Jego uwagę zwrócił chłopak, który skoczył do wody z miejsca, w którym wcześniej stał z Chuckiem. Jak to możliwe? Nikogo nie minął po drodze, a mało kto wiedział o dojściu do tego miejsca…
                – Więc co teraz? – zapytała go Alison. Zignorował pytanie. Próbował w tej sytuacji myśleć i działać jak najszybciej. Czy to był Chuck? Skoczył to wody?
                – Rozłącz się! – krzyknął z przerażeniem. Gdy tylko dojrzał na górze zarys jakiejś postaci pobiegł zza drzewo, aby się ukryć. Z ukrycia zadzwonił po pomoc. Nie czuł się bezpiecznie w tej sytuacji, ale postanowił zaryzykować. Chuck znajdował się pod wodą dobrą minutę. Wbiegł do wody po drodze ściągając koszulkę i buty. Gdy znajdował się dość spory kawałek od brzegu zanurkował i dostrzegł Chucka, który spojrzał na niego półprzytomnym spojrzeniem. Podpłynął do przyjaciela, który zaczynał tracić przytomność. Martin próbował odplątać od jego nogi linę, ale nie mógł już dłużej wytrzymać. Czuł się tak jakby zaraz miał się oddać. Mocno odbił się od brzegu i wypłynął ostatkami sił na powierzchnię. Złapał głęboki oddech. Od razu dojrzał Jamesa, który stał przy brzegu. Zszokowany Martin patrzał się na chłopaka, który nagle czymś w niego wycelował. Z tak dużej odległości nie mógł dostrzec co to takiego, ale miał dziwne przeczucie, że to nie jest nic dobrego. Natychmiast nabrał powietrza i ponownie zanurkował w celu uratowania swojego przyjaciela. Modlił się tylko o to, aby tego psychopaty nie było już przy brzegu. W końcu mu się udało rozwiązać supeł i razem z nieprzytomnym Chuckiem wypłynął na powierzchnię. Całe szczęście zamiast Jamesa stało tam pogotowie. Spróbował jak najszybciej dopłynąć z chłopakiem na brzeg i natychmiast oddał go w ręce profesjonalistów, którzy mieli za zadanie go uratować.
                – Musimy zbadać i ciebie – powiedział do niego jeden z sanitariuszy.
                – Za ile będzie policja? – zapytał drżącym głosem. Cały się trząsł, ale sam nie wiedział czy to ze strachu czy też z zimna. Nie chciał aby ktokolwiek go badał, bynajmniej dopóki policja tutaj nie przyjedzie.

                – Za chwilę. Co takiego właściwie się stało? – zapytała młoda dziewczyna podając mu koc. Przyjął go od niej i przykrył swoje nagie ciało. Czy nadchodzi koniec koszmaru? 




Nie mam siły pisać po raz drugi, krótkiej notki ode mnie. :(
Więc zapraszam was tylko na mojego nowego bloga. klikJest już prolog. Zachęcam do przeczytania, zapoznania się z zakładkami i oczywiście do skomentowania. Chciałabym się mocno przyłożyć do tego ff. Ale niestety, zazwyczaj mam tak, że im bardziej do czegoś się przykładam, tym gorzej mi to wychodzi :/
Korzystajcie z ostatnich chwil wakacji , ja mam jeszcze miesiąc <3
Trzymajcie się! :* 

6 komentarzy:

  1. Cześć i czołem, kluski z rosołem.
    O Mój Boże, James... Aż mnie wżyło w fotel po tym co nakazał temu biedakowi. :( Co za palant, niech się idzie podpalić albo coś. Nie chcę go tu, phi. Na szczęście Martin go uratował... Mam nadzieję, że wszystko będzie z nim dobrze. ;_; Rozdział superowy. Przez chwilę nawet poczułam się jakbym tam serio była... Dziwne uczucie.
    Nie mogę doczekać się już kolejnego rozdziału. <3 Życzę strasznie dużo weny i pomysłów.
    A co do bloggera - czasem potrafi płatać figle, ale może też sama coś kliknęłaś przez przypadek? Myszką, klawiszem?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przysięgam, że kliknęłam aktualizuj a wszystko zniknęło :c ale nic straconego ;D
      sama niezbyt przepadam za Jamesem :D
      dziękuję bardzo <3 trzymaj się :*

      Usuń
  2. Witam! :)
    Blogspot czasami robi psikusy. Parę razy mi się zdarzyło prawie to samo co Tobie, ale mi postów nie usuwało. Otwierał mi się tylko nowy post.
    A co do rozdziału to scena z Alison i Martinem jak zawsze świetna. James jest straszny. No co za typ, to ja nie wiem! Dobrze, że Martin znalazł Chuck'a. Jestem ciekawa co będzie dalej, bardzo mnie zaciekawiłaś tym opowiadaniem.
    Czekam na następny rozdział!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ahh ten blogspot... :)
      bardzo się cieszę, że Ci się podoba! również pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Ej, ja chcè żyć w twoim świecie! Karetk a przyjeżdżająca po minucie. YaY.
    Poza tym rozdział świetny jak zawsze. Ten James od początku wydawał mi się podejrzany.
    Mam zanik weny więc kończę tutaj.
    Pozdrawiam
    Kot

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po przeczytaniu tego jeszcze raz, rzeczywiście to tak wygląda. Na dniach postaram się to poprawić, aby było nieco bardziej realistycznie ;)
      Dzięki i również pozdrawiam! :*

      Usuń