niedziela, 11 września 2016

N I N E

                W sobotnie popołudnie Liam Walker samotnie przechadzał się po mieście. W ciągu kilku ostatnich dni bezustannie myślał o swoim życiu, o tym dokąd ono zmierza. Dopiero co zaczął liceum, a gdyby jego rodzice dowiedzieliby się co on wyprawia najprawdopodobniej wyrzuciliby go z domu. Ale co on na to poradzi? Gdzieś, w głębi duszy wiedział, że to ona jest przyczyną tego wszystkiego. Nie potrafił tego powiedzieć na głos. Za bardzo się bał co się stanie, gdy powie jej te słowa wprost. Gdyby nie ona to prawdopodobnie w życiu nie zapaliłby tego pierwszego blanta, nie połknąłby pierwszej bombki. Po co on to właściwie robił? I dlaczego rozmyślenia tego stopnia dotykały go dopiero wtedy, gdy palił skręta z kolegami?
                — Co robimy, ziom? — spytał jeden z jego kolegów, gdy skończyli palić. Każdy wzruszył ramionami. W jego głowie narodziła się szalona myśl. Ale co on miałby im powiedzieć? Przecież nie powie im, że chce się z nią zobaczyć. Ona by go zabiła, warunek był prosty – nikt nie może się dowiedzieć. I tego musi się trzymać.
                — Słyszałem, że na tej sali… przy cmentarzu jest jakaś impreza — zaczął trochę nieśmiało, ale wszyscy chłopcy zaczęli go uważnie słuchać.
                — A kto ją organizuje? — zapytał wiecznie ciekawski Sean. Liam zaczął szczypać sobie nadgarstek. Zawsze tak robił, gdy zaczynał się stresować jakąś sytuacją. Bał się, że koledzy zaczną coś podejrzewać, zarzucą mu, że zbyt chętnie się tam rwie.
                — Nie jestem pewien… Katherine Miller czy jak ona się zwie? — spytał w głupi sposób. Tak naprawdę doskonale wiedział jak się nazywa organizatorka imprezy. Właściwie wiedział wiele rzeczy o Kat. Ona mu wszystko mówiła. I nigdy jakoś nie przepadał za Katherine.
                — Ta paniusia? Pewnie wynajęła jakoś ochroniarza! W życiu nas tam nie wpuszczą! Strata czasu — Justin go wyśmiał. Właściwie od początku tego się spodziewał.
                — A ja tam mogę iść zobaczyć — oświadczył Sean, a nadzieja w sercu Liama wzrosła. Idą tam. Naprawdę tam idą. Serce mu biło jak oszalałe. Oczami wyobraźni już ją widział. Pewnie wyglądała teraz jak księżniczka. Droga minęła mu szybko. Nawet się nie zmęczył. Był za bardzo podekscytowany myślą, że zaraz ją zobaczy. Przy wejściu nie było nikogo, co go trochę zaskoczyło. Ona nie chciała zapalić papierosa do alkoholu? To takie nie w jej stylu… I gdy tylko weszli do środka zobaczył samotnie siedzącą ciemnowłosą dziewczynę. Wyglądała ładnie. Znał ją. Z jej opowieści. Pewnie teraz zgrywa przed Alison świętoszkę i dlatego nawet nie wychodzi na papierosa. Parkiet był pełen młodych osób, które energicznie tańczyło. Próbował ją odnaleźć wzrokiem, ale nigdzie jej nie widział. Czy powinien zapytać się Alison?
                — Nie wchodźcie do kuchni! — usłyszał wesoły głos, który sprawił, że jego serce się zatrzymało. Już doskonale wiedział, gdzie ona się znajduje. Ruszył w tamtym kierunku zostawiając za sobą swoim kumpli. Szarpnął za klamkę, ale drzwi się nie otworzyły. Musieli się tam zamknąć. Nie chciał tego robić, ale przyłożył ucho do drzwi. Nigdy nie rozumiał dlaczego ludzie tak robią, właściwie to nic nie dawało. Dopiero gdy muzyka ucichła usłyszał coś co sprawiło, że jego serce pękło na milion kawałków.
                — … jesteś taka śliczna. Naprawdę bardzo mi się podobasz — usłyszał nieznany mu męski głos. Z kim ona tam była? Przecież ona jest jego. Czy to wszystko przez tę kłótnię? Jedna kłótnia mogła przekreślić wszystko? Ponownie rozległa się muzyka i nic więcej nie usłyszał.
                — Wszystko w porządku?! — krzyknął mu do ucha Sean. Jedynie pokiwał głową. Dla jego kolegów cała ta scena musiała wyglądać strasznie dziwacznie.
                — Idźcie się rozejrzeć, ja idę do łazienki — okłamał ich. Wcale nie miał zamiaru tam iść. Stał ciągle w korytarzu i czekał, aż drzwi do kuchni się otworzą. Minęły dwie piosenki i w końcu z pomieszczenia wyszedł chłopak, który był mnie więcej takiego samego wzrostu co on. Liam zacisnął pięści. Spokojnie by go pokonał. Ale póki co się powstrzymał. Chłopak nie zdążył się spokojnie oddalić, a on wpadł do kuchni i z głośnym trzaśnięciem zamknął drzwi. Siedziała na kuchennym blacie trzymając lampkę od wina. Jej piękne, blond włosy były pokręcone. Miała na sobie delikatny makijaż, tak wyglądała najładniej.
                — Co ty tutaj robisz? — spytała się Nina. Tak jak się spodziewał nie była za bardzo zadowolona z jego wizyty.
                — Chciałem cię zobaczyć, czy to źle? — zapytał ją z wyrzutem. Pokręciła przecząco głową. Odniósł wrażenie, że dziewczyna się czegoś boi — Co tutaj robiłaś z tym facetem? — nie mógł dłużej owijać w bawełnę. Chciał wiedzieć tylko tę jedyną rzecz. Czy to aż tak wiele? Blondynka jednak milczała. Liam już znał odpowiedź — Dlaczego ty mnie tak okłamujesz? Nie zależy ci już na mnie?
                — Liam… Gdy będziesz starszy wszystko bardziej zrozumiesz — powiedziała nieco zbyt przesłodzonym tonem. Miał ochotę natychmiast opuścić to pomieszczenie. Ale jakaś inna siła go tutaj wciąż trzymała. Gdy na nią patrzał nie mógł się ruszyć.
                — Nie zależy ci na mnie? — spytał i się powoli zbliżył do dziewczyny. Nieco się przesunęła tak jakby liczyła, że chłopak usiądzie obok niej. On jednak zastosował nieco inną taktykę. Zbliżając się do niej położył swoje ręce na jej udach i delikatnie zjechał w dół. Nina drgnęła — Odpowiesz mi?
                — Wiesz, że nie mogę o takich rzeczach rozmawiać w takim stanie. Nie wiem co plotę — odpowiedziała drżącym głosem. On ją delikatnie dotykał. Zaczął składać pocałunki na jej szyi. Czekał na ten moment, w którym całkowicie mu się odda. Aż nagle zerwała się jak poparzona i odepchnęła go od siebie — Przestań!
                — O co ci chodzi? — był nieco zdezorientowany. Biorąc pod uwagę ogólne podejście Niny do ich związku czuł się nieco zagubiony. Trwa to wszystko od kilku miesięcy. Na początku starał się ją zrozumieć, że wstydzi się tego, że spotyka się z młodszym chłopakiem, ale teraz nie uważa, aby było w tym coś złego.
                — Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. To co nas łączyło… to był wytwór twojej wyobraźni, okej? — ból, który poczuł w tym momencie był nieporównywalny do jakiegokolwiek innego. Jak mogła tak powiedzieć? Spoglądając na nią cofał się do drzwi. Otworzył je. Chłopak, który przy nich stał o mało się nie wywrócił.
                — Sory… — powiedział do niego Liam i poklepał go po plecach chcąc upewnić się czy wszystko w porządku. Ale wtedy zobaczył kto to jest. To ten chłopak, który był w kuchni razem z nią. To ten, który prawił jej takie komplementy. To ten, który ma go teraz zastąpić —Dobrze się bawiłeś? Jeśli myślisz, że ją odpuszczę i ci oddam to się mylisz!
                James zareagował na te słowa szyderczym uśmiechem. Przez około godzinę obserwował z ciekawością całą imprezę, a w między tym czasie w jego głowie narodził się szalony plan, który zamierza zrealizować. Nina podoba mu się od dłuższego czasu, a skoro ten gówniarz jej się narzuca to on go zlikwiduje. Liam ciągle krążył po sali. A nawet nie był na liście gości. Nie zamierzał o tym powiadamiać Katherine. Ona załatwiłaby tę sprawę inaczej niż on. Wyszedł na zewnątrz, gdzie paru chłopców paliło papierosy. James przyłączył się do nich. Udał, że szuka zapaliczki w kieszeniach, a jeden z nich podał mu swoją.
                — Dzięki — starał się, aby jego głos brzmiał w miarę normalnie. Drzwi od sali pozostawił delikatnie uchylone, w razie gdyby Liam miał nagle wyjść. Wtedy będzie musiał improwizować.
                — Spoko. Nigdy wcześniej cię nie widziałem. Ty na pewno jesteś stąd? — zapytał podejrzanym tonem.
                — Jestem kuzynem Katherine. Nazywam się James — przedstawił mu się zgodnie z prawdą.
                — Chuck — wymienili krótki uścisk dłoni. James uśmiechnął się pod nosem. Trudno mu było ukryć podekscytowanie. Wyobrażał sobie tylko to co za chwilę może się stać.
                — Ale co do osób, które są stąd. Może i nie znam wszystkich, ale po sali kręci się parę łebków, którzy wyglądają trochę zbyt młodo — powiedział w idealnie spokojny sposób, tak jakby wcale go to nie obchodziło. Chuck uniósł wysoko brwi.
                — Pokaż nam ich — i wraz z grupą czterech chłopaków wszedł do środka, a wcześniej zgasił papierosa przydeptując go swoim butem. Czuł się doskonale. To uczucie wywoływało dreszcze na jego ciele. Moment, w którym Chuck wraz z kolegą podchodzi do tych chłopaków sprawił, że nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. Zaczęli się delikatnie szarpać w środku, ale było zdecydowanie zbyt mało miejsca. Skierowali się w kierunku wyjścia. Wiele osób spostrzegło, że coś jest nie tak. I oni zaczęli się kierować w kierunku drzwi wyjściowych.
                — Co się dzieje? — zapytała brązowowłosa, która zerwała się z miejsca, gdy tylko zauważyła, że zbyt wiele osób opuszcza salę. Zdezorientowana zaczęła szukać wzrokiem kogoś. James nie spuszczając z niej oczu sam zaczął się wycofywać. Nigdzie nie dostrzegł Katherine, ale może to i dobrze. Na ulicy toczyła się już wielka walka. Uśmiechnął się triumfalnie. Musiał się dołączyć. Podszedł do chłopaka, który był z Chuckiem. Wiedział jak on się nazywa. To był Martin. Uderzył właśnie Liama, który zgiął się w pół.
                — Uważaj! — krzyknął James, a Martin zrobił unik. Wykorzystując fakt, że Martin był pochylony, popchnął Liama, który upadł uderzając głową w krawężnik. Musiał działać szybko. W jego głowie ten plan wydawał się świetny, ale w praktyce sam nie wiedział co powinien teraz zrobić. Martin, który już ruszał w stronę innego chłopaka. James dziękował Bogu za swój szybki refleks. Zdążył chłopakowi podstawić haka i tym sposobem upadł prosto na twarz. Spojrzał na Liama. Nikt nawet tego nie zauważył. Miał tyle szczęścia. Nie mógł się powstrzymać, aby go nie kopnąć na dobicie w brzuch. Dosłownie kilka sekund później ktoś się w końcu zainteresował nieprzytomnym chłopakiem.
                — Liam? — jeden z jego kolegów był na poważnie przerażony. Nagle wszystko jakby stanęło w miejscu. Podbiegła jakaś dziewczyna, a nogi się pod nią aż uginały. Pochyliła się nad chłopakiem. Próbowała wyczuć jego puls, zaczęła sprawdzać jego oddech.
                — Nie oddycha! — krzyknęła z przerażeniem. James rzucił się w jego kierunku. Może i nie oddychał, ale jeśli ktoś mu pomoże to jeszcze się okaże, że jest dla niego jakaś nadzieja. Udał, że uciska na jego klatkę piersiową. Doskonale widział jak z Liama ulatnia się życie. Ile leżał nieprzytomny? Pięć minut? Może trochę krócej. Nie ma już żadnych szans.
                — Za późno — wyszeptał i spojrzał się z nienawiścią na Martina, tak aby mu dać do zrozumienia, że to on jest temu winien. Przed salę wybiegła Katherine, a zaraz za nią Alison. Większość ludzi już się zmyła. Po kolegach Liama nie został żaden ślad. Pozostali po prostu się przestraszyli bójki lub tego, że ktoś leży nieprzytomny. Zapewne w ich głowach pojawiła się myśl, że zaraz przyjedzie pogotowie oraz policja, a większość z nich jest nieletnia i pod wpływem alkoholu lub nawet narkotyków — Wiem, że tego nie chciałeś. Ochronimy cię, nikt się nie dowie.
                Martin spojrzał się zszokowany na Jamesa. Nie miał bladego pojęcia o co mu chodziło. Jeszcze parę minut temu znajdował się w takim amoku. Uderzył Liama, ale czy aż tak mocno? To, że to on był przyczyną śmierci Liama szybko się rozeszło. Kiedyś słyszał, że uderzenie się w skroń może być bardzo niebezpieczne. Po kilku minutach można się wykrwawić na śmierć. Czy minęło już tyle czasu? Przecież to jest nieumyślne spowodowanie śmierci! Dlaczego jeszcze nie ma policji? Spojrzał się na Alison, która stała niedaleko go. Nawet się na niego nie spojrzała. Patrzała się tylko na ciało, które wciąż leżało na ulicy. James z Chuckiem stali z nimi. Zostali się tylko oni i Katherine. Kiedy cała reszta zniknęła? O czym rozmawia Chuck z Jamesem? Dlaczego ten chłopak od razu go oskarżył? Ich było za dużo. Każdy mógł niechcący popchnąć Liama. Nawet jego przyjaciele. Ponownie spojrzał na Alison, ale już jej tutaj nie było. On jej już nie znał, więc dlaczego tak się przejmuje tym co teraz sobie myśli dziewczyna?
                — Idziemy… zakopać jego ciało. Oczyść drogę z jego krwi — powiedział Chuck, a Martin od razu uciekł do środka. Nie chciał patrzeć jak podnoszą trupa i idą się pozbyć dowodu zbrodni. Nalał do wiaderka wody i natychmiast wyszedł ponownie na zewnątrz po drodze zaglądając do pomieszczenia, w którym siedziała samotnie Alison. Była w szoku. Zaraz do niej podejdzie. Wiedział to. W końcu z nią porozmawia. Zbierał się do tego cały wieczór. Ale czy teraz na pewno tego chciał? Co jeśli zmiesza go z błotem? Powie, że jest wszystkiemu winien?
                — Załatwione? — spytała się go cicho. Chciała go chronić? Czy może widziała coś co może sprawiło, że jakaś cząstka jej wie, że nie przyczynił się do tego?
                — Tak — odmruknął, po czym nastała cisza. Odpowiadało mu to, nie chciał rozmawiać o tym co się właśnie stało. Stanęli razem w progu i spoglądali na księżyc i gwiazdy. Udawali, że to co wcześniej się stało nie miało miejsca. Ale rzeczywistość jest okrutna. Chuck z Jamesem wrócili po około godzinie. James miał ręce całe w ziemi. Wszedł do środka.
                — Wierzę, że to nie byłeś ty. Coś mi tutaj nie gra… — powiedział do Martina Chuck.
                Tymczasem James po cichu zamknął drzwi od kuchni. Nina siedziała przy stole, głowę schowała w ramionach. Odniósł wrażenie, że znajduje się w zupełnie innym świecie.
                — Nina? — od razu zareagowała. Pewnie nawet nie ma pojęcia co się stało. Dziwne, że nikt nie zajrzał do kuchni. Zastanowił się czy powinien ją o czymkolwiek informować. Minęła chwila, podczas której bacznie obserwował dziewczynę — Liam nie żyje — zero reakcji. Siedziała i patrzała się na ścianę — Jesteś już od niego uwolniona… Ale pamiętaj, że od teraz jestem zobowiązana wobec mnie. Bo to wszystko dla ciebie — powiedział, na co także odpowiedziała mu ciszą. Zostawił ją samą w kuchni. Po chwili dziewczyna wstała. Od razu musiała wpaść na Alison, która była już porządnie rozhisteryzowana.
                — Gdzieś ty była?! – zapytała ją z wyrzutem. Nie mogła jej spojrzeć w oczy. Poznałaby, że jest naćpana. Alison zawsze to zauważała. Teraz myśli, że jest czysta i niech tak pozostanie.
                — Źle się czułam od tego alkoholu. Dawno nie piłam — skłamała, bo jeszcze wczoraj wypiła samotnie butelkę wina. Była taka młoda, a czuła się już tak zniszczona. Czy to możliwe, aby w tak młodym wieku mieć problem z alkoholem? Właściwie nie do końca była pewna czy to można nazwać problemem. Już niczego nie jest pewna.
                — Nawet nie wiesz jakie mamy kłopoty, Nina! Wpadliśmy po uszy! — była spanikowana, może to i dobrze. Gdyby nie jej stan z pewnością by się jej przyjrzała i wtedy zaczęłaby się jazda. Ciekawe czy Alison kiedyś wyluzuje.
               — Spokojnie — nie bardzo wiedziała co ma jej powiedzieć, bo nie została wtajemniczona w całą sytuację. Ale skoro nie ma tutaj policji ani pogotowia to śmierć Liama zostaje ukryta — Wszystko widziałam, Ali. Po prostu… nigdy więcej o tym nie rozmawiajmy — powiedziała i zostawiła swoją przyjaciółkę. 



No to już prawie wszystko jasne. Całej reszty dowiecie się w rozdziale 10. Strasznie się zawzięłam i już napisałam nawet epilog, więc teraz tylko publikować. :C
A jak tam u was? Ja odnoszę wrażenie, że mam zdecydowanie zbyt dużo czasu i nie wiem co ze sobą zrobić. No ale to nie jest miejsce, w którym będę się zwierzać ze swoich problemów :D
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Wyrażajcie swoją opinie :) Życzę miłego popołudnia,trzymajcie się! <3

4 komentarze:

  1. Ale mi miłą niespodziankę zrobiłaś. Wchodzę na bloggera, a tutaj nowy rozdział od Aleks. Ogólnie bardzo i przykro, że został tylko 10 rozdział i epilog, zgadza się? Za krótko, zdecydowanie.
    Co do rozdziału to w końcu wyjaśniła się całą przyczyna śmierci Liama i mogę powiedzieć, że wiedziałam! Ten James od samego początku mi się nie podobał, chociaż ostatnią rzeczą jaką bym się spodziewała to romans Liama i Niny. To było nieprzewidywalne.
    Nie mogę się już doczekać kolejnego i życzę dużo weny jak nie na to to na kolejne opowiadanie!
    Pozdrawiam, ściskam i całuję! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że dopiero teraz!
    Od razu przeczytałam, ale zapomniałam skomentować. Rozdział jak zawsze cudny. Z jednej strony cieszę się, że w większości wyjaśniłaś to, co się działo tej pamiętnej (chyba że ktoś wypił za dużo) nocy. Z drugiej jednak, jakoś tak mi smutno, że to już koniec :c
    Pozdrawiam
    Kot

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć!
    Na początku chciałam przeprosić za swoją nieobecność w poprzednim rozdziale, ale niestety czas mi na to nie pozwala. Na tygodniu szkoła, wieczorami nauka, a weekendy nie zawsze przebiegają u mnie tak jak należy. Jednym słowem jestem na razie "bez czasowa".
    Jednakże nadrobiłam rozdziały i wielkie wow! Podziwiam Cię, że tak szybko i sprawnie idzie Ci pisanie kolejnych rozdziałów. Do tego piszesz bardzo ciekawie. Wszystko powoli wychodzi na jaw, a z tego co widzę i z tego co piszesz - jesteśmy wraz z Tobą coraz to bliżej końca. Trochę mi smutno, ale wszystko się kiedyś kończy :)
    Życzę Ci zatem dużo, dużo weny!
    Pozdrawiam, Eunice! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak jak czułam! To wszystko wina Jamesa. Nienawidzę tego chłopaka tak bardzo.
    Mimo wszystko po Ninie takich rzeczy się nie spodziewałam, bardziej myślałam, że to ten psychopata ją zmanipulował. No i ten romans z Liamem. Tego to w życiu bym się nie spodziewała. No ale chociaż fajnie się wyjaśniło dlaczego w ogóle Liam pojawił się na imprezce, na którą nawet nie miał zaproszenia. Jest trochę szok :D
    Czekam na ostatni rozdział ;CC strasznie ubolewam nad tym faktem, ale mam tez w planach zapoznać się z twoim nowym blogiem.;)
    dużo weny życzę! trzymaj się!!:*

    OdpowiedzUsuń