poniedziałek, 19 września 2016

T E N

                Alison zbliżała się do kościoła coraz bardziej. Odczuwała coraz większy strach. Atmosfera jaka panowała nie dodawała jej odwagi. Robiło się ciemno, wiał wiatr, przez który liście fruwały dookoła Alison. Myśl, że w końcu rozwiąże całą sprawę zdecydowanie podnosiła jej adrenalinę. Całkiem śmiałym krokiem przekroczyła próg kościoła, w którym panowała cisza. Wcześniej nawet nie wiedziała, że będzie on otwarty. Co za psychopata chciałby zabić swoją ofiarę w kościele? Właściwie ona była pewna, że tym psychopatą okaże się James. Panowała martwa cisza. W jej głowie pojawiły się myśli, że może to zasadzka? A co jeśli nawet nie będzie miała szansy, aby cokolwiek wyjaśnić? Weszła na górę po skrzypiących schodach. Chórek kościelny był miejscem, w którym często przebywała, gdy była jeszcze małą dziewczynką. Nic tu się nie zmieniło od tylu lat. Spojrzała się na szafę, która wciąż tutaj stała. Kiedyś zawsze się jej bała. Krążyły plotki, że pewien mężczyzna się w niej powiesił. Ile w tym prawdy, tego nie wie. W końcu była tylko małym dzieckiem. Ale nawet teraz, gdy tak stała widok tej starej szafy przyprawiał ją o dreszcze. Aż nagle zauważyła cień za nią. Serce Alison stanęło w miejscu.
                — To nie będzie bolało — rozległ się męski głos. Właściwie to chyba nigdy go nie słyszała, ale doskonale wiedziała do kogo on należy. Strach przeszedł szybko. Co będzie to będzie. Stanęła naprzeciwko Jamesa. Zacisnęła mocno zęby. Była gotowa do ataku. Ale wtedy zrobił coś czego nie spodziewała się w żadnym swoim planie. Wyciągnął najprawdziwszy pistolet.
                — Dlaczego nam to robisz?! — krzyknęła zrozpaczona. Chciała uciekać, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Powoli w nią wymierzył, a ona zamknęła oczy. To już jest koniec. Pomyślała o Martinie. Czy sobie poradzi bez niej? A może pogrąży się w rozpaczy? A jej mama? Przecież jest jej najukochańszą córeczką! Minęła krótka chwila, a może nawet i długa. Alison sama już nie wiedziała ile czasu minęło, ale nic słyszała żadnego huku, nie czuła bólu. Powoli otworzyła oczy. James stał i się śmiał.
                — Jesteście śmieszni. Chuck przestraszył się mnie tak bardzo, że aż wskoczył do wody — powiedział i ponownie zaczął rechotać. Ten śmiech był przerażający. Ciekawe czy tak zawsze się śmiał. Ale czy to ważne w tym momencie? Ali pomimo całej sytuacji poczuła satysfakcję. James nawet nie wiedział, ale właśnie się wkopał. Przyznał się, że groził Chuckowi. A wszystko nagrywa się na telefonie Niny. Więc nawet jeżeli Alison zginie, to policja odnajdzie przy niej telefon. Musi teraz grać na czas.
                — Domyślam się, że wypadek Katherine też jest twoją sprawką — głos jej strasznie drżał, ale starała się zabrzmieć groźnie. Zareagował nieopanowanym chichotem. Co z nim jest nie tak?
                — Nawet nie wiesz jak łatwo mi było ukraść auto jej ojcu. Zaczęła coś podejrzewać. Nie mogłam dopuścić do tego, aby ci się wygadała, a wiem że tamtego wieczoru chciała ci powiedzieć o wszystkich swoich podejrzeniach. Nie należysz do głupich osób. Zaraz coś byś wymyśliła i poszła na policję donieść na mnie.                
                — A Nina? Zrobiłeś jej krzywdę? Dlaczego jest taka uległa?! — Ali po raz pierwszy w życiu miała ochotę kogoś zamordować. James zasługiwał na wszystko co najgorsze. Prędzej czy później zapłaci za to co zrobił.
                — Nina? — powtórzył głucho jej imię. Przez krótką chwilę milczał, ale ani na sekundę nie przestał mierzyć w Alison pistoletem. Dziewczyna bała się ruszyć. Każdy ruch mógłby uznać za próbę ucieczki, a to mogłoby się skończyć źle. Musi usłyszeć jak najwięcej informacji — Ja kocham Ninę. Zabiję każdego kto stanie na naszej drodze do szczęścia. Musisz przyznać, że Liama nieźle załatwiłem. Wystarczyło odwrócić uwagę Martina, który strasznie się wściekł, gdy zobaczył, że młody zabrał bransoletkę, która należała do ciebie. Swoją drogą, już wtedy kręciliście? Bo Martin może zgrywać twardziela bez uczuć, ale… żeby tak uderzyć Liama? Co z nim nie tak? — po pustym kościele rozniosło się echo jego śmiechu.
                — Coś ty zrobił? — zapytała tonem przepełnionym nienawiścią. Już nie liczył się fakt, że w porównaniu do niego jest tylko słabą kobiet, że on trzyma wymierzony w nią pistolet. Jest na granicy wytrzymałości. Jeżeli się na niego nie rzuci z gołymi rękoma to będzie cud!
                — Ja? Przecież wiesz — wyszczerzył zęby. On go uderzył. On go dobił. On go potem zakopał. On jest temu wszystkiemu winien.
                — Nienawidzę cię! Jak ty możesz na siebie patrzeć i nie czuć żadnych wyrzutów sumienia?!
                — Przecież osoba odpowiedzialna za śmierć Walkera znajduje się w zakładzie karnym, więc czym ja mam się przejmować?
                — Jesteś psychopatą! Dlaczego mu to zrobiłeś? – gdy Alison była wściekła nigdy nie zastanawiała się nad tym co mówi, ale to pytanie zirytowało bardzo Jamesa. Na tyle go zdenerwowała, że podszedł do niej i przystawił jej broń do skroni. Ze strachu kolana się pod nią ugięły. Ale myślała tylko o tym, że odpowiednie dowody już się znajdują. Wszystko działo się szybko. James popchnął ją z taką siłą, że upadła na ziemię. Telefon Niny wypadł jej z kieszeni i wylądował pod ścianą. Pod wpływem furii kopnął go jeszcze dalej. Alison zaczęła się modlić, aby był cały. Aby policja mogła pobrać nagranie, które zostało nagrane. To jak ginie… może to i lepiej, że nie zostanie nagrane? Martinowi serce pękłoby na pół, gdyby to usłyszał.
                — Liam ciągle latał za Niną jak jakaś przylepa, która nie chce się odczepić. Sam się o to prosił. Jeszcze przylazł za nią tamtej nocy. Może i była naćpana i gadała głupoty, ale gdy powiedziała, że marzy o tym, żeby on w końcu zniknął to mówiła na poważnie — żaden ból fizyczny nie równa się z tym bólem, gdy ktoś bliski cię zawiedzie. Alison nie wiedziała co teraz ma powiedzieć. Rozwiązanie całej sprawy jest łatwiejsze niż jej się wydawało. Po prostu nie potrafiła uznać tej opcji, w której jej przyjaciółka wychodzi na tę złą. Dlaczego to wszystko potoczyło się w taki a nie inny sposób? Może gdyby bardziej się zainteresowała problemami Niny to dziś ta sytuacja nie miałaby miejsca? Ale James wciąż by stąpał po ziemi. A on to zrobił z miłości do Niny. O ile to w ogóle można nazwać miłością. Bo właściwie czym jest miłość? Czy to uczucie w ogóle da się opisać? Gdy ona o tym myśli, to aż ją skręca w środku. Ale jest to miłe. Jest w stanie zrobić dla niego wszystko, choć nienawidzi się przyznawać do błędów to dla niego to zrobi. Pragnie tylko jego szczęścia, nawet jeżeli nie będzie mogła go dzielić z nim, bo jego szczęście jest dla niej ważniejsze niż jej własne. Przy nim cały świat nabiera kolorów, a liczy się tylko on i nic po za tym. Marzy o tym, aby tak zostało już na zawsze. On i ona. Martin i Alison. Dlaczego mu nie powiedziała tego na pożegnanie? Myśl, że ona go kocha dodałaby mu dodatkowej siły. Niestety, Alison ma to do siebie, że niektóre rzeczy uświadamia sobie zdecydowanie za późno. Dlaczego próbowała się przed tym uczuciem bronić? Ale nawet podświadomie sumienia nie oszuka. A teraz Martin może się już nigdy nie dowiedzieć o tym co ona do niego czuje. To nie tak wszystko miało wyglądać. Musi walczyć. To co ona czuje do Martina, tak to jest miłość. Ale między Jamesem a Niną tego nie ma.
                — Odpowiesz za to co zrobiłeś! — wykrzyknęła wściekła w jego kierunku. Podniosła się z podłogi. Próbowała na szybko obmyślić plan jak zabrać broń, ale to jest pomysł dla samobójcy. Gdyby się nagle rzuciła na Jamesa to czy upuściłby pistolet chcąc się obronić przed rozjuszoną dziewczyną? A może po prostu dostanie kulkę prosto w serce?
                — Nie wygłupiaj się. Hm. Oficjalnie ustalmy tak, że byłaś wściekła z powodu Martina, którego kochasz bezgranicznie. Groziłaś mi bronią. Nie możesz się pogodzić z faktem, że wszystko wyszło na jaw. Uderzyłaś Ninę, która straciła aż przytomność — przez Alison przepłynęła kolejna fala wściekłości. Nie wiedziała jak ma odbierać to co mówi ten chłopak. Ale zanim tutaj przyszła minęło raptem piętnaście minut, nie byłby w stanie zdążyć zrobić jej jakąkolwiek krzywdę! Bo pomimo wszystko Nina nie zasługuje na wszystko co najgorsze.
                — Jeżeli zrobiłeś jej jakąś krzywdę to przysięgam, że…
                — Alison, co ty mi możesz zrobić? Ty, Martin, Chuck, Katherine a nawet Nina, nic mi nie możecie zrobić. Mogę się wami bawić, zrobicie wszystko co wam powiem. Ninie jeszcze nic nie zrobiłem, ale musi dostać nauczkę. Choć przyznam, że po bójce z Martinem myślałem już, że mnie wyda. Ale doskonale wie, że gdyby powiedziała cokolwiek na mój temat to policja zainteresowałaby się jej relacją z Liamem.
                — Do jasnej cholery, jaką relacją? Mówiłeś, że Liam latał za nią, ale to przecież o niczym nie świadczy — chłopak wybuchł rozhisteryzowanym śmiechem, a po ciele Alison przeszły dreszcze. Teraz miała szansę, ale pragnienie poznania prawdy przewyższyło wszystko.
                — Takie z was przyjaciółki, a nawet nie wiesz, że Nina się spotykała z Liamem?
                — Nie… — w to akurat było jej trudno uwierzyć. Ale czy to nie wyjaśniłoby tych wszystkich jej dziwnych zachowań? Ciągłe smsowanie, gdy spędzały razem czas podczas wakacji. Niemal natychmiast przypomniała się jej sytuacja w połowie sierpnia. Były razem na plaży i opalały się. Nie wiedziała, że Nina była tak naprawdę zajęta. Na początku plotkowały na temat tegorocznych ratowników, a potem przeszła banda młodych chłopaków. Wśród nich z pewnością był Liam. Nina od nich wzroku nie odrywała. Chłopcy osiedlili się niedaleko nich i Nina zaczęła się zachowywać w dziwny sposób. A po chwili pod pretekstem przebrania się gdzieś poszła, ale nie było jej dobre pół godziny. Alison da sobie rękę uciąć, że Liam wtedy też opuścił swoich kolegów.
                — Nie przyprawiajmy Ninie rogów. Każdy z nas popełnia błędy, prawda Ali? — nie była w stanie nic odpowiedzieć. Cała chęć do walki ulotniła się z niej. To prawda, że każdy popełnia błędy, ale gdzieś są granice! Ludzie nie są idealni. Nie ma za złe Ninie, że umawiała się z Liamem. Ale dlaczego to przed nią ukryła? Po co zrobiła z tego taką tajemnicę? Nikt by nie wytykał ich palcami. To że Liam był młodszy o dwa lata nie miałoby zbyt dużego znaczenia — Jakieś ostatnie słowa? — z przerażenia zadrżała. Miała szansę, ale jej nie wykorzystała! Co za bezmyślność z jej strony. Jak teraz powinna zająć chłopaka? A co jeżeli znów wzbudzi w niej ciekawość.
                — O jakich błędach mówisz? Czy ja coś zrobiłam nie tak? Próbowałam tylko rozwiązać całą sprawę! — nie mogła liczyć na więcej szczęścia, gdy chłopak po raz kolejny się roześmiał. Niespostrzeżenie przybliżyła się bardziej do niego.
                — I co ci ta zabawa w detektywa przyniosła? — zapytał łapiąc się prawą ręką za brzuch. I wtedy to zrobiła. Rzuciła się na niego całym swoim ciałem zwalając go z nóg. Upadła na ziemię razem z nim i od razu poczuła mocny ból w kolanach, ale chociaż pistolet posunął się po ziemi gdzieś dalej od nich. Przyniosło jej to tymczasową ulgę. Chcąc go powstrzymać od jakiegokolwiek ruchu usiadła na nim, a jego ręce złapała mocno w swoje dłonie. Na moment James przestał się szarpać, gdyby użył więcej z siły w ciągu kilku sekund uwolniłby się z jej uścisku — Zaczynam rozumieć Martina! Podoba mi się ta ostra Alison!
                — Palant! — powiedziała i wymierzyła mu szybki cios z pięści prosto w nos. Sama poczuła ból, ale James prawdopodobnie większy. Natychmiast złapał się za twarz. Wykorzystała to i szybko wstała  i pobiegła w kierunku drzwi, które prowadziły prosto do dzwona kościelnego. Jeszcze nigdy tutaj nie była, zawsze wszyscy mówili, że jest tutaj bardzo niebezpiecznie. I mieli rację. Drewniane schody, które wyglądały na bardzo stare i niezbyt pewne prowadziły na sam szczyt jeden z wieży kościelnej. Gdy spojrzała się w górę ujrzała ogromny dzwon. A dookoła niego wiele lin. Wiele ryzykowała, ale zaczęła się wspinać po schodach. Była już naprawdę blisko. I usłyszała trzask drzwi. On już tutaj był. Na półpiętrze znajdowała się kolejna szafa. Natychmiast się za nią ukryła. Podłoga strasznie skrzypiała. Nie było żadnych barierek ochronnych, gdyby stąd spadła mogła by się zaplątać w te liny…
                — Alison, słoneczko! Gdzie jesteś? — zawołał zdecydowanie zbyt przesłodzonym tonem. Niedobrze jej się robiło. Nie miała żadnego planu jak przeżyć. I nagle pojawiła się nowa nadzieja. Usłyszała głosy dochodzące z dołu kościoła. Nieznane głosy. Czy powinna krzyczeć? Wtedy on ją zlokalizuje. Może iść dalej. Wcale nie musi wchodzić po schodach.
                — ALISON! — usłyszała nieznajomy, ale niesamowicie donośny głos. Ktoś wie, że tutaj jest. Czyli Chuck musiał powiadomić o tym policję!
                — JESTEM TUTAJ NA SAMEJ GÓRZE! POMOCY! — krzyknęła jak najgłośniej potrafiła. James od razu zaczął wchodzić po schodach. Nie było sensu wchodzić jeszcze wyżej. Postrzeli ją. Słyszała skrzypiące schody. Był coraz bliżej. Serce zaraz jej wyskoczy z klatki piersiowej. Tak strasznie się bała. Był już tutaj. Słyszała jego głośny oddech. Nie wiedziała co robi. Wyskoczyła zza szafy na chłopaka i z całej siły popchnęła go, aby spadł. Sama zatrzymała się na krawędzi i ledwo co łapała równowagę. Udało jej się, ale co ją tak boli? Przecież nie poleciała za nim. Spoglądała z góry na chłopaka, dwie sznurowane linie zaplątały się wokół jego szyi. Dusił się na jej oczach. Z wielkim trudem odsunęła się krok w tył i niemal sekundę później upadła na kolana. Spojrzała na swoje ręce, były całe we krwi. 
                — Alison! — tym razem był to znajomy głos. Martin? Widziała to wszystko jak przez mgłę. Chciała wstać i wrócić do domu. Co się dzieje? Chłopak był już przy niej. Rozerwał swoją bluzkę z niesamowitą łatwością. Przewiązał wokół jej brzucha i mocno ścisnął. Wtedy zdała sobie sprawę co się stało. W momencie, gdy zepchnęła Jamesa on ją postrzelił. Ale czemu tego nie słyszała? Ból dawał się coraz bardziej w znaki. 
                —  Pogotowie już jest w drodze! Zaalarmowaliśmy ich zanim tutaj przyjechaliśmy! Walcz, Alison! Przeżyjesz to! — mówił do niej jakiś mężczyzna. Ale ona spoglądała tylko na Martina. Upadła na plecy. Nie chce już nigdy więcej wstawać. Marzyła, aby to cierpienie się zakończyło. Co Martin tutaj robił? Przecież ma jutro sprawę. Nic z tego nie rozumiała. Chciała coś powiedzieć, ale żadne słowa nie mogły przejść przez jej gardło. Wszyscy chodzili wokół niej, pochylali się nad nią. Czy ktoś zwrócił uwagę na Jamesa? Ktoś ryzykuje i próbuje go odplątać z tych lin?
                — Alison, proszę. Walcz. Nie poradzę sobie bez ciebie. Nie zostawiaj mnie — Martin był bliski płaczu. Chciała go przytulić, ale w tym momencie nie mogła nawet usiąść. Ile minęło od strzału? Pięć minut? Dlaczego to tak długo trwa. Na filmach ludzie zazwyczaj umierają po paru sekundach… Czy James też tak długo się męczy? Czy nadal walczy o ostatni oddech? Niech to się już skończy!
                — Kocham cię, Martin — powiedziała z trudem łapiąc powietrze. Ale udało się jej to. Chłopak nie wyglądał na szczęśliwego po tym wyznaniu. Zapewne trudno jest patrzeć jak ukochana osoba tak cierpi. Właściwie wolałaby, aby go tutaj nie było. Może wtedy łatwiej by jej było umrzeć. 
                — Nie mów tak tego, błagam cię! To nie jest koniec, rozumiesz? Słyszysz pogotowie? Bo ja tak. Zaraz cię zabiorą. Przeżyjesz! A my będziemy razem, już na zawsze, szczęśliwi! — mówił, a ona uśmiechnęła się ostatkami sił. Czy nie o tym marzyła jeszcze kilkanaście minut temu?




Hejka!
Nie mam czasu, więc po prostu wrzucam niesprawdzony rozdział. :< Przed nami jeszcze epilog i kilka słów ode mnie. Mam dla was dobrą wiadomość, ale to jeszcze w tym tygodniu ją usłyszycie. Nie ma co przeciągać z końcem, dlatego epilog dodam za parę dni.
Miłego czytania! <3 

3 komentarze:

  1. Czytałam z zapartym tchem, więc nawet nie miałam okazji zwrócić na błędy. Kobieto, Ty to potrafisz pociągnąć akcję. Mówiłam już, że od samego początku nie podobał mi się ten James? Mówiłam? Mówiłam. Uhhh, przynajmniej doczekał się tego na co zasłużył.
    Biedna Ali! Nie zabijaj jej proszę, bo nie przeżyje tego. Zwłaszcza teraz, kiedy zdała sobie sprawę ze swoich uczuć.
    Nie mogę uwierzyć, że został jeszcze tylko epilog. Czekam z niecierpliwością!
    Pozdrawiam i mocno ściskam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow.
    Jakby to ująć... właśnie rozwaliłaś system. Jestem zła i w ogóle ale dla mnie mogłabyś uśmiercić Ali, żeby nie było tak kolorowo.
    Rozdział tak mi rozwalił psychę, że aż nie mogę się wysłowić. Wow.
    Pozdrawiam
    Kot
    ps:Przy okazji zapraszam do siebie na nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nowy rozdział, jej! *.*
    Niedługo przybędę :)

    OdpowiedzUsuń